Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stare dzieje.pdf/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
ADAM (zmięszany).

Pani! to heroizm, do którego ja się już podnieść nie mogę. Jestli to próba? nie godzi się na podobną wystawiać takiego, jak moje, przywiązania?

AMELJA.

Właśnie, że wielkiém jest i czystém. Adamie, chcę, byśmy je ubłogosławili ofiarą. Nie znasz tak, jak ja ojca mojego; dla niego opuścić to miejsce, wyrzec się zajęć, do których przywyknął, to prawie śmierć! Chceszże, byśmy naszéj przyszłości na ofiarę zabili ojca?

ADAM.

A! nie mów tego! Wszystko zrobię, co mi każesz: dam życie, krew, pracę życia całego, ale wyrzec się ciebie dla człowieka, który patrzeć na ciebie nie jest godzien — a! to nad siły! Tyś chyba nigdy mnie nie kochała.

AMELJA (smutnie uśmiechając się).

Drogi Adamie! Największy dowód zaufania i miłości daję ci właśnie w téj chwili, bom cię osądziła godnym szczerego wyznania, bom przeczuła, że ty mnie ani o płochość, ani o chciwość, ani o nic, mnie niegodnego nie posądzisz... Nie wiesz zaprawdę, nie znając z bliska tych ludzi, jak wielkiéj