Ta strona została uwierzytelniona.
rych się dowiaduję, że jest wszystkich prawie długów moich nabywcą....
ADAM (przeglądając podane rachunki).
Któż? on? znowu ten Jaczeńko?
HRABIA.
Tak, on — rzecz to widać cichaczem dawno osnuta, i nie pofolguje mi pewno.
ADAM.
Niegodziwiec! Milczał więc, dopóki mógł być jakiś ratunek! Co począć? głowę tracę!
HRABIA.
Nie ma ratunku! potrzeba męztwa! Kochasz Amelją! Spokojny w ręce twoje los jéj powierzam, ubogi pracą wyrobisz sobie jéj przyszłość, ale ja!! Co pocznę zepsuty szczęściem, rozmarzony spokojem, ścigany zgryzotami! Ha! iść mi z kijem, uczyć gdzieś dzieci lub śpiewać pod kościołem... Nie będę wam ciężarem....
(wychodzi)
SCENA V.
ADAM (sam).
Odwagi! i ja z nim powtórzę! Im cięższe życie, tém wyżéj podnieść się potrzeba sercem i umysłem