Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stare dzieje.pdf/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
BARTŁOMIEJ (na stronie).

Sam przecie mówi, że nie straszny, a ja się go boję, mieli racją, żem głupi (głośno) Przyszła nareszcie chwila, to jest mospaneńku... (na stronie) ani rusz, ani rusz!!

HRABIA (poważnie i smutno).

Jakaż to chwila, mój Bartłomieju, chciałbym ci pomódz wyjęzyczyć się, ale mi się domyślić trudno.

BARTŁOMIEJ.

Tu już nie ma co w bawełnę obwijać.

HRABIA.

Więc nie obwijaj....

BARTŁOMIEJ (wybuchając).

Interessa, jaśnie panie, są w stanie najgorszym, lada chwila majątek opiszą i z publicznego targu sprzedadzą.

HRABIA.

Ja to wiem, ale maszże radę jaką?

BARTŁOMIEJ.

Nic nie pomoże, jaśnie panie, trzeba pieniędzy, nie rady.

HRABIA.

Zkądże ich wziąć? Ja nie mam, ty także....