Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stare dzieje.pdf/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się zbyt wielkich wymagać i przyjmować ofiar... ona to pierwsza poczuła i wskazała mi drogę...
Kiedyśmy się poznali, Adamie, mógłem choć szczątki fortuny i imie poczciwe dać po córce; dziś z obojga jestem odarty: bo gotowi mnie uczynić bankrutem, oczernić! Jam tak był nieopatrznym, że ciebie chciałem w tę przepaść ciągnąć za sobą. Za cóż ty masz cierpieć z nami... poznaję w tém dziecię moje.

ADAM.

Nie zgadłeś jeszcze, hrabio, wielkości téj ofiary, do jakiéj ona jest przygotowaną.

HRABIA.

Cóżby to być mogło? mów!

ADAM.

Nie śmiem.

HRABIA.

Ja cię zaklinam, ja ci każę w imie staréj naszéj przyjaźni.

ADAM (po namyśle).

Amelja wié wszystko... ona zrozumiała, co ucierpisz przez oddalenie się z tych miejsc, od spokojnego życia do którego przywykłeś, od prac twoich zwyczajnych...