Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stare dzieje.pdf/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mój syn, pan Bolesław, widział się z nią dzisiaj i mówił jéj o naszym projekcie...

HRABIA.

Jakto? łotr ten ośmielił się jéj mówić! A! tego już zanadto! to przechodzi miarę! Słuchaj waść — póki nie wyjadę... precz mi i na oczy żebyście się oba ze swoim synkiem pokazywać mi nie śmieli... bo...

BARTŁOMIEJ
(przestraszony zrazu ośmiela się powoli).

Bo co? bo co?

HRABIA.

Zawołam na ludzi, i precz was wyrzucić każę, a że tego dopełnię z ochotą, możesz nie wątpić.

BARTŁOMIEJ
(gniewny nakrywa głowę i bierze się w boki).

Mnie! Mnie z tąd wypędzić! Mospaneńku, panie hrabio! mnie! Jaczeńkę? Słyszał to kto? A kto będzie się śmiał targnąć na tę osobę? (pokazuje na siebie) Hrabia nie wiész, czém to pachnie?

HRABIA

na widok gniewu Rządzcy parska śmiechem. Bartłomiej zmięszany zdejmuje czapkę i powoli mrucząc po cichu cofa się do folwarku; ale wpół drogi staje, namyśla się, kładzie czapkę znowu i obraca do hrabiego.

BARTŁOMIEJ.

No! to zobaczemy co z tych strachów będzie!