Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 170.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Latka moje, latka młode, i piękna uroda, poszły z wiatry, poszły z wodą, spłynęły jak woda.
Zakładajcie siwe konie, zakładajcie gniade, usiędę ja i pogonię lata moje młode.
I dognała młode lata, na kaliny moście, wracajcie się mi ze świata, choćby do mnie w goście.
Coraz ciszéj brzmiała stara ta dziewicza piosenka i rozpłynęła się nuceniem tęskném. Doman się zbliżał ostrożnie, niepostrzeżony, aż zakaszlał, aby nań zwróciła oczy.
I podniosła je, jakby się go tam spodziewała, zarumieniona nieco a smutna. Fartuszek przyłożyła do ust, wzrok się jéj niby błąkał, jakby go nie chciał spotykać, a nie uciekała.
Zbliżył się pozdrawiając ją wesoło.
— Gadkębym wam powiedział — odezwał się — gdybyście jéj posłuchać chcieli.
— Jakąż? — spytała.
— O was i o mnie — rzekł chłopak. — Coby to było, gdybym ja za was okup złożył, a was z Lednicy zabrał do mojéj świetlicy? Nożabym nie miał u pasa... czémbyście się wy bronili?
Zarumieniona Dziwa spuściła oczy, potrzęsła głową.
— Nie może być co nie może — odezwała się cicho — nie możecie wy tego!
— A jakby się stało?
Gdy Doman podniósł oczy odpowiedzi czekając, dziewczyny nie było u tynu, wcisnęła się