Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 169.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A cóżeście zaczynili dla mnie? — odparł Doman. — Dziewka ta odemnie ucieka jak bywało!..
— Oj! oj! — zawołała stara — a tegoż to wy nie rozumiecie, że która ucieka, chce by ją goniono?
Zbliżyła się doń, oglądając dokoła jakby się lękała być podsłuchaną, dłonią zasłoniła usta, a w ucho mu rzuciła.
— Już teraz jak ją porwiecie, nie będzie się opierała... nie skaleczy.
— A jakże ja ją od chramu porwać mogę? — zapytał.
— Bywało i to... bywało! — rzekła Jaruha — popytajcie Wizuna. Zabierali mu stróżki kneziowie, brali je i kmiecie, a do chramu się okupywali.
Ledwie dokończywszy tych słów, Jaruha obejrzała się niby przelękła, palce położyła na ustach, płachtę zasunęła na czoło, skryła się w zarośle i znikła.
Doman zadumany powlókł się do czółna, legł w niém, ale sen przez całą noc oczów mu stulić nie chciał. Nadedniem wyrwał się niespokojny ku kontynie.
U słupa przy malowanym tynie zdala stojącą postrzegł Dziwę. Nie widziała go, głowę miała spuszczoną, ręce zwisłe i cicho śpiewała sobie.