Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 160.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W samym środku pobojowiska najzajadlejsza toczyła się walka, tu zwarli się ludzie, którym nie szło o zwycięztwo, ale tylko o to, by się nasycić mogli i namordować.
Dokoła nich trupy leżały okopem krwawym, razem z końmi zmięszane ciała ludzi, w których tkwiły potrzaskane pociski. Ku rzeczce ciekły ztąd wężykami jakby czarne strumyki krwi zagęsłéj. Tu zacięta walka nie ustawała. Jeźli ją przerwała chwila znużenia, wnet powracała wściekłość. Widać było z tych kup martwych ciał wstające nagle trupy, które życie odzyskiwały, aby się z nową zajadłością rzucić na nieprzyjaciela i ledz znowu zgniecione. Konie gryzły się z sobą i napadały wściekłe na ludzi, psy Pomorców i kneziowskie wyły rzucając się na wojaków i padały przebijane oszczepami.
Słońce się już dawno ku zachodowi chyliło, wrzawa i bój trwał jeszcze, ale Pomorców niedobitki już tylko cofały się coraz żywiéj, coraz widoczniéj chcąc uciekać na lasy. Leszkowie z obawy, aby ich nie pochwycono, już przodem z małą garścią uszli niepostrzeżeni. Dla reszty droga była zaparta. Luty biegnących spychał nazad ze wzgórza w pobojowisko, ze wszech stron obejmowali ich Polanie.
Niewolnika brać cale nie chciano, poczęła się więc dzika rzeź a rozbijanie téj garści rozpaczli-