Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 148.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ujrzano téż rzecz osobliwą, iż wojewodami mianował ludzi, którzy się tego nie spodzieli, a tych co niemi chcieli być, pominął. O Dobku jeden on wiedział gdzie się znajdował, drudzy różnie przebąkiwali, dano więc zastępstwo drugiemu.
Gdy się to działo, a wszystkie siły ławą wielką sunęły się ku granicom, jednego wieczora, stanęli na nocleg pod lasem. Piastun z synem i kilku starszyzny, u ognia grzać się usiedli. Piekli sobie na drewienkach mięso zabitego kozła i gwarzyli po cichu, gdy niespodzianie zaszeleściało niedaleko i kneź ujrzał stojącego przed sobą Dobka, z bladą twarzą, poruszonego wielce, widocznie wysilonego podróżą, bo się na nogach chwiał stojąc.
— Dobek! — spojrzawszy nań zawołał Piastun, jakby o niczém nie wiedział — gdzieżeś to bywał? co się działo z tobą? Ludzie się o was troskali, czy nieszczęścia jakiego nie mieliście?
— Działo się, zaprawdę ze mną — rzekł Dobek — co trudno zdala odgadnąć, czemuby uwierzyć trudno — ale się przecie nic złego nie stało. Wracam oto wprost z obozu Leszków w puszczy dzikiéj, tak jako mnie widzicie, jeszcze śmierdzę niemcami.
Wszyscy krzyknęli zdziwieni, a Dobek opowiadać zaczął.
— Wziąłem u was, miłościwy panie niemca do naprawy mieczów takiego, który o mało mnie