Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 147.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Uzbrojenie téż, choć proste, lepszém teraz było, bo wojewodowie i ich tysiącznicy, sami każdego opatrywali, aby z gołemi nie szedł rękami. Ci, którym koni nie stawało, szli pieszo uzbroiwszy się w cięższe oszczepy, pociski i tarcze.
Ponieważ innéj zbroi na ciele nie mieli, tarcze te służyły w zastępstwie. Sporządzono ich mnogość wielką, z kory lipowéj i drzewa, jakich długo potém jeszcze używano.
Jesiennego dnia, wystąpiwszy na pagórek, gdy wszystek lud już z wojewodami stał w polu, a każdy mir i ziemia ze swemi bogi i stanicami na wysokich dzidach wetkniętemi, rozeznać było można i policzyć, uradował się Piastun w duszy — gromady w ładzie stały i wesołemi głosy mu odpowiadały.
Rozkazanie tedy szło po wszech ziemiach, aby międzyrzeczanie, kujawiacy, poznańczycy, bachórcy z innemi ciągnęli w porządku pod swemi wojewodami, posuwając się trzema drogami ku granicy. Jedne o drugich ziemie wiedzieć miały, nie przeszkadzając sobie w ciągnieniu i na pastwiskach, a nie pustosząc własnego kraju. Iść mieli w cichości, nie rozbiegając się, tak, aby nieprzyjaciel zawczasu się o nich nie dowiedział, nie uszedł, nie osaczył, zasadzki nie miał czasu zgotować. Sam Piastun z synaczkiem, którego mimo lat młodych do wojny zaprawiał, szedł w pośrodku, aby własnemi na wszystko patrzeć oczyma.