Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 142.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chło li się wyrwie, aby się obozowi cokolwiek przypatreć.
Tak obdarzonego i podochoconego Hengo potém zaprowadził pod szałas na horodyszczu zawczasu dla nich opróżniony, i tu go na spoczynek złożywszy, sam jeszcze do swoich powrócił.
Miał Dobek czas i zręczność przypatrzeć się temu, czego był ciekawym, gdyż zewsząd go obozujący otaczali. Z miejsca, na którém szałas stał, wojsko do koła rozłożone widać było, jazdę, któréj znaczna część miała odzież z żelaznych łubek i blach, i piechotę z tarczami, ubrojoną w dzidy, oszczepy, miecze i obuchy. Nadewszystko tu podziwiał porządek wojenny, którego u polan nie znano. Wszystek ten lud, jak niewolników, starszyzna ostro trzymała, a za najmniejszą winę, jednych prętami smagano, drugich obarczano ciężarami. Byli i tacy, co w dybach za przestępstwa chodzić musieli. Obchodziła się z niemi starszyzna jak z jeńcami, a gdy który z sotników huknął, drżało przed niem co żyło. Zmiarkował Dobek, że choć taki wojak nie był pewny czasu porażki, wojnę nim prowadzić łatwiéj było, gdyż do czasu ze strachu był posłuszny.
Z miejsca, na którém szałas stał, liczbę wojska nie łatwo rozpoznać było, ale nie zdała mu się zbyt znaczną, zbroją tylko i orężem Polan przechodziła.