Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 130.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

panować musiała, wolał w dybach czy w łykach, choćby związany mleć gdzie w żarnach na zagrodzie.
A że niemiec płakać umiał i czynić się niewinnym, serce starego skruszył.
Pozwolił mu u siebie w chacie pozostać, wymagając tylko przysięgi na Boga, którego Hengo wyznawał, iż uciekać nie będzie. Hengo palce na krzyż złożywszy, klęknął i przysiągł, że się z zagrody nie ruszy.
Drugiego dnia nędzny ów jeniec wojenny już coś poczynał mieniać, bo choć go ze wszystkiego niemal odarto, w łachmanach odzieży znalazły się jakieś cudownie ocalone resztki, i już niewiastom kolce ofiarował, a mężczyznom małe nożyki, które niewiedzieć zkąd dobywał.
Niewiele na to zważano. Uciekać nie myślał w istocie, owszem wciskał się gdzie było najludniéj, do wszelkich posług ofiarował, a ciągle się z tém przechwalał, że miał żonę z téj krwi i mowy co Polanie i syna z niéj. Głosił się przeto przyjacielem. Na Pomorców i Kaszubów strasznie wygadywał, dzikość im i łupieztwo zadając. Czynił się téż użytecznym tém, że miecze i noże lepiéj niż inni ostrzyć, złamane nanowo oprawiać umiał i w czystości trzymać.
Zgłaszali się do niego ludzie różni, służył ochotnie każdemu, a brał co mu dano, choćby mało wartą skóreczkę jagnięcia.