Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 121.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zdawał się walczyć z sobą. Niekiedy wypogadzała mu się twarz, to dziczała, zasmucała i rozjaśniała. Myślał o pomście za własne dzieci, ale ci, na których chciał się pomścić, to były wnuki jego, sieroty bez ojca i matki.
Gdy Miłosz rzucał się tak, zbierając się co chwila zawołać Hulę dla spełnienia wyroku, we dworze, mimo ciszy, panował niepokój i trwoga.
Ludzie knezia poznali dzieci ostatniego pana, i choć spełnili na nich co im rozkazano, przerażeni byli, przelękli tém, co uczynić musieli.
Litość się w nich obudziła.
Wszystek dwór Leszków trzymał sercem z ich sprawą. Niewolniczo posłuszny, niewolniczo téż przywiązanym był do panów. Szemrano dziwnie, zdala spoglądając na Miłosza, który wielkiemi krokami pod dębami chodził, sam coś mówiąc do siebie.
Hula, którego téż Obrem zwano, stał już zdala, czując, że może być potrzebnym. Sam kneź Miłosz wzrost miał ogromny i siłę. Niejeden ród wówczas nią słynął, ale Hula, oprawca, wszystkich we dworze przechodził wzrostem i mocą. Mówiono, że był potomkiem tego rodu Obrów, co niegdyś byli ujarzmili Dulebów i znęcali się nad niemi, niewiasty ich do wozów sobie wprzęgając, aż póki z tych nieszczęśliwych zrodzeni właśni ich potomkowie nie zwyciężyli i nie odegnali precz najezdników. Hula Obr zaledwie na