Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 110.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tynem, odbudować je i w niém panu obranemu uczynić dwór jaki dla knezia przystał.
— Nie — rzekł Piastun — miejsce to jest nieszczęśliwe i splugawione, nie chcę siedzieć tam, gdzie wspomnienia Chwostka i zgliszcza stałyby między mną a wami.
Tam będzie gród mój i stolica nowa, gdzie pierwsze odniesiemy zwycięztwo. Niechaj tu stołb pusty na wieki zostanie, świadcząc jak niecnota ginie marnie... niech chwastem zarasta plugawe śmietnisko.
Wieczorem nie sam już, ale liczną otoczony drużyną, która go opuszczać nie chciała, powrócił Piastun do chaty swéj, żegnany znowu przeciągłemi okrzykami.
Obcy goście, którzy mu błogosławili, wśród zamieszania powszechnego, znikli niepostrzeżeni. Kazano ich szukać wszędzie, lecz nikt nie postrzegł, ani się opatrzył, kiedy i jak się wysunęli i znikli.
Gdy orszak prowadzący obranego knezia stanął u wrót zagrody, zapłakana jeszcze wyszła przeciwko panu zwojemu Rzepica. Los dawnych kneziów serce jéj trwożył, schyliła się ku ziemi, i ściskając nogi, zachodziła się od płaczu.
— Kneźno miłościwa — podnosząc, ją rzekł stary — gotuj co masz najlepszego, staw stoły i kadzie, aby ci, co mnie wynieśli, z głodem nie odeszli od progu.