Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 106.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

starucha siadła na hradyszczu, porozwiązywała nogi i sama jedna została tu spoczywać.
Nie lękała się tak samo zwierza dzikiego, jak wężów i wszelkiego stworzenia. Wygodnie umieściwszy się zaraz w opuszczonym szałasie — przygotowywała do noclegu.
Piastun sam poprowadził swoich towarzyszów ku zagrodzie przez łąkę, na któréj stado z pastuszkiem znalazłszy, konie z niego dla pospiechu wzięli. Lecz dla gąszczy w lesie pospieszyć nie mogąc, ku nocy dopiero w zagrodzie Piastuna stanęli, zkąd Sobek sam przodem na grodzisko ruszył, oznajmując, iż knezia znaleźli i jutro go przywiodą.
Milcząc przesiedział cały wieczór gospodarz na ławie. O dniu Bolko wstawszy wcześnie, już był na straży. Piastun téż nie przeciwiąc się, na konia siadł i jechali.
Na pół drogi do grodu, starszyzna była wyszła na spotkanie.
— Miłościwy panie — zawołał, ręce ku niemu wyciągając Krak — przecz nas opuściłeś? Wszak ci to wolą było Bogów, abyś nam panował i rozkazywał. Na was jednego zgodziły się gromady.
— Nie czułem się na siłach i nie czuję — mówił Piastun — trwoga mnie ogarnia. Ulitujcie się nademną. Wiem w ubóstwie, co czynię i jak idę, gdy mi moc dacie, ażali ja sam znam na co ją obrócę?