Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 102.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Biegli więc ścigający co tchu, nie tracąc z oka Piastuna i udało się im tylko syna, którego koń mniéj był rączy, w ręce pochwycić przerażonego pogonią, gdyż nie wiedział dla czego ich ścigano i o ojca a siebie się lękając, łzami się zalewał.
Piastun pierwszy dopadłszy do kraju lasu znikł w nim z oczów kmieci, którzy go pochwycić chcieli. Zwolnili więc kroku wiodąc z sobą syna, a spodziewając się, iż w zagrodzie i ojca znajdą.
Przybywszy do dworu, napróżno pytali, nie wiedział o nim nikt, gdyż nie zatrzymując się w domu, wprost do lasu uciekł i skrył się w nim puściwszy tylko siwą, która swoim obyczajem do wrót przyszła i głowę na nich położywszy rżała, aby ją do zagrody wpuszczono.
Wielki żal ogarnął wszystkich na grodzisku, gdy się o zniknięciu Piastuna dowiedzieli — lecz, jak zrazu postanowili, tak dotrzymać chcieli i nie ruszać z miejsca, dopókiby obranego nie znaleźli. Ci co najlepiéj lasy i okolicę znali, wnet poszli na zwiady w puszczę, sądząc, iż łatwo zbiega wynajdą. Minął jednak dzień jeden, drugi i trzeci, a Piastuna nie było. Powracali z pogoni za nim koleją wszyscy, przyznając, iż tak się ukrył, że go wyszukać, a nawet na ślad trafić nie mogli.
A ci, co tak pragnęli władzy, dziwili się, iż był człowiek ubogi, który od niéj uciekał i ofiarowanéj przyjąć nie chciał.