Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 093.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Niebezpieczeństwo gnało w lasy, głód z nich wyganiał; spasione i stratowane pola stały odłogiem.
Było i takich wielu, co już Chwostka żałowali. Myszkowie dobrzy byli do obalenia, ale się do budowania nie zdali.
Ledwie jeden zbór rozszedł się daremnie, gdy już wici na drugi słano. Tłumnie gromadzono się na niektóre, na inne ledwie kilku się przywlokło, a po granicy miecz i ogień bujały jako chciały.
Zwoływano starych. — Radźcie. — Starszyzna stękała i rozpowiadała, jak to ono za dawnych czasów bywało.
Starzy do niczego — mówiono — młodszych ściągnąć potrzeba. Zbierali się młodsi, o wojnie i o łowach prawiąc, dzień zmarnowali... pod wieczór piosnki śpiewali o dziewczętach.
Gdy Leszków napłynęło dużo, Myszkowie szli precz, kiedy się tych więcéj ściągnęło, Leszków drużyna swoich odciągała.
Co począć było, nie wiedziano, a przecież coś trzeba było poczynać.
Jednego wieczora, gdy się na Chwostkowém grodzisku znowu wiec kończył narzekaniem daremném, spostrzeżono jadących ku niemu dwóch obcych ludzi, a ci co u Piastuna byli na postrzyżynach, poznali w nich tych samych, z któremi tam biesiadowali.