Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 085.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czarownik wielki, ten gdy ją zobaczył, serce mu się zagotowało i rzekł w sobie.
— Bym i życie postradał, to ją muszę mieć!
Królowna jak go tylko zobaczyła, srodze się ulękła, poczęła bardzo drżeć i płakać.
Kazała mu zaraz iść za morze i przynieść tego ziela, co umarłych odżywia, do którego dostąpić nie można ino przez płomienie, a woda ich żadna nie gasi.
Królewicz zaraz ptakiem się stał, poleciał za morze, z góry na ziele padł, dzióbem je pochwycił, uszczknął i przyniósł gałązkę. Właśnie był królowi synek zmarł i smutek we dworze wielki był, przyłożyli ziele do serca, aż chłopak wstał, oczy przetarł i zawołał: Dawajcie jeść, bo mi się bardzo dobrze spało.
A król szczęśliwy uściskał go i zawołał do córki.
— Inaczéj już nie może być, musisz mi zaraz za niego iść.
Królewna zapłakała gorzkiemi łzami.
— Kiedy muszę, to pójdę — rzekła — ale nieinaczéj, aż mu się ja siedem razy schowam i siedem mnie razy wyszuka. Dopiero będę jego...
Była bowiem wiedźma wielka, a mogła siebie i drugich przemieniać, jak się jéj zachciało; ale królewicz téż czarownik był jeszcze większy i umiał tak się przerzucić jak zapragnął.