Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 066.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Doman dopiéro głowę podniósł i popatrzał obłąkanym wzrokiem.
— Z waszego rodu żaden u nas kniażyć nie będzie! — zamruczał — niedoczekanie wasze. Wyście wrogi i zbóje, nie wam panować gadzin plemię.
Przekleństwem skończył i zmilczał. Kazali go wlec precz i odeszli gniewni. Znęcali się niemcy nad nim długo — ale ścierpiał wszystko. Związanego, wraz z innemi poprowadzono do brzega — gdzie już gromada innych leżała.
Pod wierzbą Mirszową padł na ziemię wysilony. Ręce miał skrępowane, nogi wolne.
Wieczorem trup zabitéj Mili sam leżał u brzegu. Doman pełznął do wody, gdy straż się pospała, rzucił się w jezioro i zniknął.