Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 058.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzy znużeni na przyźbie spocząwszy ledwie, wracali pić i skakać.
Już młodzi byli na swironku w łożnicy, a piwo i miód bez ustanku krążyły. Kto przypadł, ten sam sobie do woli czerpał z kadzi, bo w taki dzień każdy gościem był miłym. Kupy téż tych, co szli na Lednicę, z ciekawością zwracały się ku chacie, stawały, zbliżały, dudarz grał, a gęślarze śpiewali.
Już słońce wstawać miało, gdy ujrzano z pola, spiesznym krokiem idącą o kiju starą babę. Stawała niekiedy, oglądała się jakby przelękła, podnosiła kij i wołała coś przeraźliwym głosem, ale słów dosłyszeć nie było można, bo i dudarz grał donośnie, i gęślarze śpiewali, a młodzież hasając pokrzykiwała.
Wiedźma coraz żywiéj biedz zaczęła zdyszana, poznano w niéj zdala Jaruhę.
— Co jéj jest? — zawołał stary Mirsz — leci jakby oszalała...
— E! ona tak zawsze! — śmieli się inni — lubi piwo, a chmiel z nią czyni co chce, gotowa jeszcze pójść w skoki...
A Jaruha szła, biegła, oglądała się po za siebie strwożona i kijem kędyś pokazywała. Włos miała rozwiany w nieładzie, bieliznę pomiętą i zdartą, nogi pokrwawione.
Dobiegłszy zdyszana pod same wrota, krzyknęła.