Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 054.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a gdy z krasnéj chusty wysypał u nóg młodéj, dziewczętom się aż zaiskrzyły oczy. Były tam zamorskie, zdala przywiezione klejnoty, pierścienie, naszyjniki, naramienniki, korony na głowę, szpilki i para garści pieniążków srebrnych i droższe nad nie może paski malowane, pstre wstęgi, które tylko z Winedy dostawano, dokąd nie każdy wiedział i przebyć mógł drogę. Był i kubek jakby złoty i naczyńko przeźroczyste z drogiego kamienia, któremu się wszyscy dziwowali, bo było niby z lodu, a słońce na wskróś przez nie patrzało.
Temi darami okupił sobie młody miejsce przy dziewczynie, którego mu brat ustąpił. A tuż i korowaj wynoszono i rózgę weselną zieloną, całą we wstęgi przybraną, w blaszki, pióra i strzępki, z szytym ręcznikiem krasnym.
I znowu brzmiała pieśń napół żałosna, pół wesoła, żal za domem, za swojemi, przyszłości obawa, przeczucia pracy ciężkiéj, modlitwy do Bogów i wróżby.
Wtoczyli się téż zaraz za młodym do świetlicy dwaj gęślarze i dudarz z kobzą — grajki weselne, co i pieśniom wtórować, i pieśniami kierować, i do skoku przygrywać umieli.
Chata już pełna była jak nabił. Mirsz stary częstował i prosił, bracia z dzbankami chodzili i poili, piwo i miód nalewano nieustanie. A że w izbie miejsca wkrótce nie stało, chłopcy i dziew-