Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 043.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wszędzie z radością wielką witano tego posła zwycięztwa — bo łuna widziana nocą, postrach była rozniosła. Ludzie biegli przypatrywać się pobranym zbójom, obrzucać ich przekleństwy i razami. Pozostających zabijano w dyby, by uciec nie mogli.
Starszyzna jednak zazdrościła Dobkowi odniesionego zwycięztwa, lękając się może, aby wojsko w ręku mając po władzę nie sięgnął — niepokoiła się spóźnionym jego powrotem i odkładanym knezia wyborem.
Mruczano powtarzając rozkazy wyroczni, aby wybrano, pokornego, ubogiego i małego.
Myszkowie i Leszki znowu swoich objeżdżali. I jedni i drudzy stawali często przed zagrodą Piastuna, żądając od niego rady, a wymawiając mu, że pszczoły swe więcéj kochał, niż sprawę mirową, od któréj trzymał się zdala.
Stary uśmiechał się, milcząc.
— Gdybym ja pomódz mógł — mówił — chętniebym rękę przyłożył. Cóż ja mogę biedny, gdy możni jak wy, nic potrafić nie umiecie. Bogów tu raczéj prosić trzeba niż ludzi, aby oni nam dopomogli. Łatwiéj było złego obalić, niż na lepszego się zgodzić.
Leszków nikt nie chciał, aby się za krew swoją nie mścili. Myszków się lękano, by nieprzyjaciół i niechętnych sobie nie prześladowali.