Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 036.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Choć ze wszech stron razem napadnięto na obozowisko, do pagórka na którym stali kneziowie i niemcy dobiedz tak rychło nie pospieli, ani Dobek, ani jego kmiecia drużyna.
Z góry spostrzegli niemcy, że na Pomorców uderzono i mordowano, chwycili wnet za miecze ludzie żelaźni — ale już było za późno. Pomorcy ściśnięci wili się bezbronni padając pod oszczepami i młotami. Niektórzy pełzając uchodzili w zarośla i ginęli po drodze, inni na ziemi leżąc o darowanie życiem prosili daremnie.
Kaszuby stojący téż daléj, podnieśli się zrazu za broń chwyciwszy, ale na nich rzuciła się nawała wielka, zagnała ich na pobojowisko i trupy, na ciała pobitych, ku lasowi, od którego na nich drudzy czekali.
Niemcy sami jedni zostawszy garstką niewielką — opasali Leszka i Pepełka, których konie u szałasu stały i z niemi co tchu i siły uciekać zaczęli na pole. Ciemna noc ucieczce sprzyjała. W pogoń za niemi puścił się Dobek w kilkanaście koni, lecz pierzchali tak szybko, iż dogonić ich najmniejszéj nie było nadziei.
Wrócili więc, spodziewając się, że ta mała garść tułając się po spustoszonym kraju, zagarniętą być musi lub wybitą.
Na obozowisku rzeź okrutna pomściła zniszczenie. Mało kto ztąd wyniósł życie. Własne miecze Pomorców porzucane na ziemi, służyły do