Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 025.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Każdy żyje jako woli, a do kupy się zebrać i w kupie zgodzić najtrudniejsza rzecz... Chodzili jak ja nieraz Polanie nasi do Ranów, do świątyni, spotykali się tam z Serbami i Ludkami i Dulebami i Wilki, i wszelkiemi plemionami jednéj mowy, pili z niemi z czary razem, chleb łamali, a nazajutrz znać się nie chcieli...
Niemcy mają jednego wodza, a gdy się pokłócą, ten ich jedna jak matka dzieci przy misce, obojgu po głowach dając naukę; u nas swoboda panuje, a kto chce szarpie... Dla onéj swobody, pana nie znając, zwierzom dzikim dostajemy się na pastwę...
Gdy inaczéj nie może być, choć nasze ziemie i miry niech zgodne będą, a niech wybiorą jako rzekły wyrocznie, pokornego, małego, ubogiego...
Gdy Wizun skończył, panowało długie milczenie, a co wprzódy każdy się wielkim czynił, terazby był rad mniejszym się stać lub okazać. I nie w smak szły te wróżby znaczniejszym, a na starego szemrali.
W tém z tyłu poczęły niecierpliwe gromady wołać.
— Do rady! do koła!
Wszystkie rody poczęły się kupić i ustawiać, a każdy swoich zalecać. Wnet i o przepowiedni zapomniano. Myszkowie się krwią przelaną i pracą chlubili, Leszkowie stali przy jakiémś prawie, inni bogactwem się zalecali.