Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 2 205.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ludzie na wałach pokładali się i patrzą w ciemności. Na wieży straż chodzi i rozgląda się dokoła. Nie widać nic... w górze przebłyskują gwiazdy, u dołu miga jezioro, w głębi lasy stoją czarne i dolina niema. Na niéj téż leżą mroki, żadnego ogniska, jakby gromady w ziemię gdzieś się zapadły.
Człeczek o jedném oku dobił się do brzegu, łupinkę schował w trzciny, wypełzł na ląd i — nie wrócił.
Tak zeszła noc. Brzask na niebie wschodniém, a po ziemi mgły się powlokły — i nic nie widać — ziemia tylko dyszeć się zdaje i poruszać... Mgła opada nad brzegami jeziora i kryje lasy i pola. Patrzą z wałów we mgły i nic nad nią nie widzą.
Za mgłami na wschodzie czerwieni się i złoci, wiatr poszedł po ziemi, miota leżącą na niéj zasłoną, drze ją i precz znów rzuca na lasy.
Ludzie patrzą z wałów, mur stoi przed niemi, głowa przy głowie, ramię przy ramieniu — jak piasek u brzegu tłum... Przodem Myszków gromada konna i kmiecia starszyzna.
Chwostek już na drugie stolowanie w wieży wlazł, stoi, liczy i policzyć nie może. Głową potrząsa.
— Niech postoją... pójdą!
Gdziekolwiek oko zwróci spotyka znane twarze; tam stoją bracia tych, których pobił, tu sy-