Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 2 201.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Widzicie — odezwała się Brunhilda — to zapowiedź wojny... Jutro może się ona rozpocznie. Gród będzie się bronić... Wezmą dwór i grodzisko, schroniemy się na wieżę... miesiąc, dwa, trzy wyżyć możemy... jedźcie do dziada i przybywajcie z odsieczą. Spieszcie...
Tu głosu jéj zabrakło.
— A gdyby nas i dworu i grodu i wieży nie stało... mścijcie ojca i matkę... mścijcie życie całe na tém plemieniu jaszczurczém.
Chwostek mruknął.
— Nigdy stołba wziąć nie mogą... Prowadźcie Sasów, my wytrzymamy...
Rzucili się synowie jeszcze raz do nóg ojcu, do nóg matce, a potém szli posłuszni. Za kępą u grodziska czółen stał gotowy, Mucha i drugi silny chłop z wiosłami w niém siedzieli. Brunhilda weszła pierwsza, chłopcy skoczyli za nią, Chwostek patrzył z brzegu, czółen popłynął...
Jezioro całe od łun się paliło, a łódka po niém mknęła czarna, i widać ją było zwracającą w zarosłe brzegi, w cień, aby się prześliznęła niepostrzeżona. Chwostek oczyma potoczył po okolicy długo, pogardliwie i do izby powrócił.
Późno w noc biała pani przybyła nazad, we łzach jeszcze po dzieciach; Chwostek już spał. Ona siadła u ognia, wpatrzyła się w węgle żarzące i tak nadedniem usnęła dopiero.
Nazajutrz rano pytano strażnika na wieży.