Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 2 189.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nuszka przeglądając się w cebrze wody, pierś się jéj podnosiła.
— Ojciec mówi, że ich ma sześć! poczęła w duchu mówić do siebie. Co mi tam? Będzie musiał mnie najlepiéj miłować. Powypędzam wszystkie. Czym nie młoda? czym nie hoża? Hej! na koniku przy nim, kołpaczek czarny, łańcuszki na piersi, łańcuszki na ręku — krzno na ramionach, to ja, pani żupanowa! kłaniajcie się swéj pani!!
Wybiegła do świetlicy — nie było nikogo, wróciła do komory, wianuszek się obsunął, musiała przymocować.
— Jak popatrzę na niego — jak popatrzę to mnie musi wziąć! Hej, dziewanno! krasopani... a! gdybym lubczyk miała, tobym mu go dała w miodzie, ażby snu i jadła pozbył, pókiby mnie sobie nie wziął.
Wzdychała jeszcze, gdy tuż za drzwiami, za chatą śpiew się dał słyszeć jękliwy. Wyjrzała okienkiem. Drogą od brzegów, szła zataczając się, podśpiewując stara Jaruha, wiedźma co wszystko znała i lubczyki i grabki i wszelkie miłośne tajemnice. Komu kogo chciała, temu go dała.
Duchy ją umyślnie tu niosły. Skoczyła Mila co prędzéj drzwiami tylnemi, palcami ją wabiąc ku sobie.
— E! e! — zawołała Jaruha — toż już dola, kiedy hożéj zdunownie jestem potrzebna.