Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 2 167.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lat może wielu; wojna nie z jednym Chwostkiem, ale z niemcy, którzy w ich obronie staną...
— Miłosza, złamanego starca, nie mamy się co lękać... będzie na grodzie swym siedział spokojny... a z niemcy gdy dla prawa naszego bić się potrzeba, co czynić!
Nikomu ta zapowiedź długiéj wojny w smak nie była, westchnął każdy, bo go ona z chaty jego wyganiała, odbierała ludzi, spokój, wczas i zmuszała zamiast pługa i roli, oręża się imać i konia.
Lecz inaczéj już nie było można poczynać. Wici ogniste zwołały kraj i każdy szedł z tém, że nie spocznie, dopóki stare prawo znowu panować nie będzie.
Gdy tak gwarzyli starzy, z gaju sąsiedniego niewiasty i dziewczęta ozwały się chórem z pieśnią postrzyżyn, któréj zamilkłszy wszyscy, słuchali.
Pieśń to była tak stara, że ją już teraz pokolenia młode niebardzo zrozumieć mogły, wspominała o bóstwach zapomnianych i ofiarach, których już czynić nie umiano. Wzywała słońca jasnego, aby promień szczęśliwy zesłało na głowę chłopca; rosy, aby go oblała i róść mu pomogła; wody, aby go napoiła życiem i męztwem; ziemi, aby w niego wlała ducha, aby rosnął jak dąb, świecił jak gwiazda, jak orzeł padał na wrogów... Precz potém odżegano duchy czarne, uroki i złe