Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 2 163.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rowy, zabijano częstokoły, lud chodził po wałach zbrojny, a na wierzchołku stołba widać było ciągle przemykające się postacie.
A chociaż Piastun nie spodziewał się, aby mu goście przybyli, wszyscy niemal starsi kmiecie, żupanowie, władyki, cisnęli się u wrót ubogiéj chaty, tak, że i on i Rzepica zwątpili, czy ten wszystek lud nakarmić potrafią. Starczyłoby było wprawdzie zapasów, bo komory pełne były i zasobne, ale o czém potém przebyć zimę? Piastun zafrasował się nieco, lecz rzekł w duchu, iż gości ostatkiem po starym obyczaju nakarmi i napoi, a choćby i pruszyna ani kropla mu nie została, skąpić nie będzie.
Wesołą więc twarzą witał we wrotach zachodzących.
Starszyzna poodchodziła od gromad swych leżących na polu i ciągnęła do dworu Koszyczkowego syna. Przybyli i Myszkowie, których wiódł Krwawa-szyja.
— Dobra to wróżba dla was, gospodarzu nasz — zawołał w progu — że na dzień syna waszego rozpoczyna się wojna z niemiecką niewolą. Znak to, że dziecko doczeka powrotu starego naszego żywota i swobody...
Zaczem ściskali się wszyscy, a przybyli wczoraj goście obcy, gdy się mową „słowa“ odezwali, powitano ich jak braci, dając im miejsce poczestne. Stoły postawiono z desek pod drzewami,