Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 2 158.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wieczór piękny z izby ich potém wyzwał, poszli usiąść na przedsieni i rozmawiać zaczęli znowu. Piastun zagadnął ich o wiarę nową, któréj ciekaw był bardzo. Naówczas młodszy z gości tak mówić począł.
— Wiara to jest jedna, co cały obejmie świat, a gdy się to stanie, bo idzie z potęgą wielką, nie będzie w nim ani wroga, ani niewolnika, ani plemienia upodlonego... tylko jedni bracia ojca jednego... Na naszéj ziemi przyjąć się ona musi i rozkrzewić bujnie, bo u nas już przed wieki te prawdy niegdyś królowały i nigdyśmy okrutnemi ani bezlitośnemi nie byli. Obcy miał u nas schronienie, ubogi chleb, słaby politowanie... grzebaliśmy umarłych, głodnych karmili, bronili uciemiężonych, a nie znaliśmy tylko jednego Boga... choć całego Jego blasku dostrzedz nie mogliśmy.
— I ten Bóg wasz jedyny niemców i wrogów kochać każe! — zawołał Piastun — dziw to wielki!
Uśmiechnęli się goście.
Po chwili stary wstał i podniósłszy z ziemi dwa patyczki, złożył je na krzyż, ukazując ten znak gościowi.
— Widziałem znak ten — rzekł — wiem, że go czczą ludzie téj wiary nowéj... noszą go na sobie dla obrony od wszelkiego złego... Powiedzcie mi, co on oznacza?
— Jeźli mnie posłuchać zechcecie — odezwał się młodszy, biorąc z poszanowaniem krzyżyk i