Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 2 155.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mścicielami i posłami były wichry i burze, cała ziemia i niebiosa zlewały się w wielkie — Pan... będące Bogiem i w Bogu. Ta harmonia wszystkich sił, to prawo niezbłagane kolei, dól, losów życia, przeznaczeń — uspokajało zupełnie, karmiło i starczyło. Braterski się z tego wytworzył porządek, nietylko między ludźmi, ale między zwierzętami, i wróg dopiero a potrzeba obrony, wniosła żywioł zwątpienia i niepokoju.
Ten świat w sobie zwarty nie pragnął nic nad to, aby się mógł w swych kręgach obracać spokojnie — pierwsze wtargnięcie weń obcych żywiołów zachwiało tę całość potężną, od Indów może jeszcze zapożyczoną w ziarnie, a rozwiniętą duchem własnym. Za tych prastarych czasów słowiańska gęśla była jedynym orężem ludu, gdy przyszło za miecz chwycić, wszystko się musiało przemienić.

Gdy goście jeść skończyli, powstali znowu, złożyli ręce, pocichu się pomodlili i usiedli.
Piastun zapytał ich, jakie to były słowa, które wymawiali i czyby one dlań zrozumiałemi być mogły.
Naówczas młodszy z gości, z twarzą wesołą, powtórzył zwolna modlitwę dziękczynną Bogu wszechmogącemu za posiłek dnia tego i za wszystkie dobro i błogosławieństwa, jakich od niego doświadczyli.