Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 2 152.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

co nas żywi, pieśni swe i dzieje, które karmią, Bogi nasze... cudzego nic nie potrzebujemy.
Gość młodszy westchnął.
— Wiele z Niemiec idzie — rzekł — ale przez Niemcy tylko przechodzi i nie jest niemieckiém. A gdyby przez ich kraj płynęło błogosławieństwo i pokój dla świata?
— Pokój? błogosławieństwo? — spytał Piastun — święte to rzeczy są, ale jakżeby przez ręce ludzi, co łupieżą i morderstwem żyją, iść one mogły?
Zamilkli na chwilę, a w tém weszła niewiasta Piastowa, Rzepica, osłoniona po białogłowsku dawnym obyczajem, z zawiniętemi czołem i usty, w bieli cała, sama przynosząc jadło. Za nią służebne dziewki placki, miód i kubki niosły.
Pokłoniwszy się podróżnym i zastawiwszy stół, ustąpiły zaraz na stronę, gdyż tu, jak wszędzie, nie godziło się niewiastom pospołu z mężczyznami siadać.
A gdy ich starzec do jedzenia zapraszał, obaj goście powstali ze swoich miejsc, stanęli obróciwszy się ku wschodowi, ręce poskładali, z głowy zdjęli nakrycie i poczęli coś szeptać, nad jadłem zastawioném czyniąc znaki.
Piastun się uląkł nieco, widząc w tém czary jakieś.
— Nie juści — zapytał — czarownikami jesteście? Na co te znaki czynicie i dlaczego?