Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 2 143.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie idźcie odemnie w taką porę — odezwał się Piastun — uśnijcie we dworze, pójdziecie z brzaskiem gdy zechcecie. U mnie bezpieczni jesteście, choćby was i ścigano... — dodał — bo gość dla mnie święty...
Na ten wyraz — choćby was ścigano! — kneź się cofnął i odskoczył, gospodarz uśmiechnął. Smerda blady i wylękły drżał... Jakieś przykre milczenie nastąpiło po tych wyrazach, lecz stary bartnik, niezmięszany wcale, uśmiechał się tylko.
Zdawało się, że te słowa były nieszczęśliwém proroctwem, gdyż w téjże chwili przed dworem zatętniało i kilkanaście głosów się dało słyszeć. Piastun nastawił ucha, zmarszczył się i ręką pospiesznie wskazał na komorę, któréj drzwi już napół otwarła gospodyni.
— Miłościwy panie — odezwał się Piastun — wiem kto wy jesteście... schrońcie się... może Myszki was szukają... u mnie bezpieczni jesteście. Gości Bogi zsyłają.
Wyrazy te wyrzekł z powagą i spokojem i powtóre na drzwi wskazywał. Chwostek sam nie wiedział, co począć, trwoga go wreszcie zapędziła do komory, którą staruszka za nim i Smerdą zatrzasnęła.
Łuczywo u ogniska zapaliwszy, Piastun spokojnie wyszedł przed dwór podnosząc je do góry.
Kilku jezdnych stało u wrót.