— Mówią, że się kmiecie burzą?
— Przy swych prawach stoją — odparł Piastun.
Chwostek zmilkł.
— Kneź téż pewnie przy swoich obstaje... — dodał z podełba patrzając.
Gospodarz zdawał się namyślać z odpowiedzią.
— Jeżeli wy do kmieciów należycie — odezwał się — wiecie, że czasu wojny posłuszeństwo im należy, poszanowanie zawsze, a gdy pokój panuje, my po mirach samiśmy się rządzić nawykli z wieka. Tak było i tak będzie... a kto nasze wolności naruszy...
Mimowolnie Chwostek rozśmiał się swym dzikim, szyderskim śmiechem. Smerda posłyszawszy go wzdrygnął się. Dosyć było tego, by zdradzić Chwostka. Piastun nań popatrzył, ale bez najmniejszéj trwogi. Zamilczeli oba, mierząc się ciągle oczyma.
— Rwać się słyszę chcą wasi kmiecie na gród i knezia? — spytał Chwostek.
— Rwał się kneź nasz wprzódy na nas — odparł Piastun — sam wyzywa na rękę... Źle czyni, gdy mu w pokoju siedzieć było łatwo... Ród swój własny wygubił, naszych tam wielu przypłaciło życiem... Któż winien?..
Z pod włosów kneziowi z oczów błysnęło. Począł gniewnie mruczeć jak niedźwiedź, poruszył się, na Smerdę skinął i z ławy wstał. Noc była zapadła, bezksiężycowa, choć pogodna.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 2 142.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.