Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 2 136.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Powracać nie było podobna za siebie, Smerda popatrzył i zdało mu się, że na przedzie wolne było przejście, dał znak kneziowi i ludziom i sam pierwszy rzucił się w tę stronę.
Ledwie się ruszyli, gdy pociski zawarczały, strzały zaświstały w powietrzu. W kołpaku Chwostka utkwiło ich kilka, Smerda miał rękę przetrąconą, ludzi było wielu poranionych, lecz z pospiechem popędzili w las, a choć tu za niemi szła pogoń naciskając, pociski im tyle szkodzić nie mogły. Przodem im jeszcze nie zajęto drogi. Smerda z czeladzią ścisnęli między siebie knezia, który głowę i ciało przychylił i na szyi konia się położył, — siekli niemiłosiernie szkapy swe, aby napastników wyprzedzić. Z tyłu, na prawo i lewo gęsto ich głowy przezierały z gęstwiny.
Szczęściem dla uciekających przerzedzony las dozwalał im się prędzéj posuwać, niż pogoni, która gęstwiną się przedzierała.
Strzały polatywały jeszcze, ludzie gonili, ale orszak Chwostka zyskiwał coraz i wyprzedzał. Zasadzka została wkrótce za niemi i krzyk tylko pogoni słychać było. Smerda i kneź doskonale las swój znali, dobiegli tak do łąki. Wierny sługa do Chwostka się zbliżył i począł mu coś szeptać żywo do ucha, wpadł potém w gromadę i dał jéj rozkazy.
Kupa dworni podniosła ogromną wrzawę i rzuciła się krzycząc na lewo, Smerda i kneź po-