Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 2 131.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szybko coś mruczeć, jakby go przeklinała, co go niemało nastraszyło. Trzęsąc się jeszcze siadła znowu na kłodzie.
— Cóż to robicie tu, Jaruho! — spytał Smerda.
— Alboś to ślepy? przemierzły włóczęgo — odparła baba — robię co mi nakazano, zbieram ziele na leki i na uroki, na czynienie i na odczynianie... A masz co przy sobie w baryłce może? hę? dałbyś mi się napić, tobym ci mój strach przebaczyła... bo jak nie...
— Nie mam nic, prócz wody w bukłaku... — rzekł Smerda.
— Wody?.. miałżeś co nosić! — prychnęła stara — z każdéj krynicy i rzeczki można jéj z żabim skrzekiem dłonią zaczerpnąć... otóż masz co nosić! głupi człecze!.. stary jesteś a rozumu nie masz... Wodę nosić!.. wodę nosić!..
I mruczała znowu pod nosem, a Smerda stał strwożony.
— Cóż to za ziele zbierasz? — zapytał rozbrajając straszną wiedźmę.
— A co tobie do ziela? — poczęła baba — to nie wasza sprawa... Lubczyk tobie żaden nie pomoże, boś szpetny... Choćbyś go dziewce dał i bez wrotyczu, czar nie poskutkuje... Widzisz, co koło mnie leży... bylica... dzięgiel... lisie jajko... biedrzeniec... dziewanna... rosiczka... Hej! hej! różne dobre rzeczy...