Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 2 119.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przezwali, i niemka z nim, nie dadzą się wam. Rozpoczniecie wojnę, sprowadzą niemców, spalą i spustoszą, to cała wasza będzie wygrana...
I śmiać się począł.
— Do Sasów daleko! — krótko ozwał się Miłosz, nie podnosząc oczów.
— A wieża mocna, a dwór oczęstokolony, wały tęgie, wody z jeziora nie wypijecie — mówił Bumir — na grodzie drużyna śmiała i liczna, choćby rok im na Sasów czekać przyszło, z głodu nie pomrą, i Chwostek się nie podda... Wreszcie weźmiecie go, ma on dwu synów u niemców, przyjdą ci z niemi i karki wam nagną...
Słuchano szemrząc.
— Pocóżeś tu przyszedł? — krzyknął Myszko, następując ostro na mówiącego — idź im łapy liż... na grodzie... tu ciebie nam nie trzeba.
— Owszem — rzekł Bumir — kiedy rozumu nie macie sami, trzeba by wam go kto przyniósł!
— Precz z nim! precz... — poczęto wołać z gromady.
Bumir się nie ruszył i stał.
— Nie pójdę! — mruknął — prawcie swoje... jam tu tak praw jak i wy...
Ścibor się doń tyłem obrócił i inni, kilku mu pięści pokazało.
— Bumir może i nie tak głupi, jak się zdaje — wyjąknął inny w jego obronie — zamek mocny, a my słabi...