Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 2 116.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja wam głową nie będę — zamruczał stary — ręką tylko... Z kmieciami nie trzymam, bom innego rodu, a z zemstą idę.
To mówiąc koniem wyminął zastępującego mu drogę Ścibora, za którym i inni kmiecie stali i słuchali, i popędził ku brzegowi jeziora. Kupki kmieciów pociągnęły za nim. Na wodzie widać było czółna pełne tych, co już na ostrów płynęli. Konie z czeladzią pasły się na wybrzeżu.
Miłosz z Żułą zsiedli ze swoich i poczęli do chałup na palach wołać o przewóz, ale tu nie było nikogo, wszystkie czółna poszły z innemi na Lednicę. Czekać więc musieli i stary na ziemi siadł. Nadciągający kmiecie wnet go otoczyli, ale ku nim ani spojrzał.
Tu gwar był w gromadkach wielki. Starszy Myszko z zawiązaną szyją, blady, bo mu się jeszcze rana nie zgoiła, przewodził między swojemi.
Do starego Wizuna po radę jechali i sami téż tu, spokojniéj na ostrowiu i dogodniéj niż na wietnicy, pomówić z sobą chcieli. Z drugiego boku stał z kilku Bumir, znany z tego, iż z Chwostem trzymał. Gdy Ścibor z Myszkami odeszli nieco od starego knezia, który z niemi mówić nie chciał, zbliżył się on do niego.
— Wy kneziu — rzekł zcicha — nie myślicie pewnie z temi kmieciami się łączyć... Co wam