Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 2 081.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

od wiecu, z woli mirów, a stanie się nam co, będzie z tobą gorzéj jeszcze.
Nie odpowiadając nawet na pytanie, Chwost krzyknął do Smerdy.
— Wiązać ich! dyby i pęta! — to moja odpowiedź.
Lecz nim czerń zdołała się rzucić na nich, już Myszko wpadłszy do przedsienia, chwycił knezia za bary. Jęli się mocować to w jedną to w drugą zataczając stronę. Czeladź zamiast bronić, stała onieśmielona tém zuchwalstwem.
Wśród ciszy słychać było tylko sapanie obu i miotane przekleństwa, po tém łomot, gdy na dyle, któremi był wyłożony pomost podsienia, padli oba. Kneź był pod spodem, Myszko siedział na nim, gniotąc go. Działo się to przeciw drzwi samych, które się nagle otwarły i biała pani z rozpuszczonym włosem wbiegła z krzykiem nóż trzymając w ręku. Pochyliła się nad Myszkiem i poczęła mu szyję rzezać, aż krew na słupy trysnęła. Rzucili się kmiecie ratować go i wnet powstała wrzawa ogromna, bo z tyłu nadbiegła dwornia z wrzaskiem na nich.
— Bij! morduj! życia nie dawaj! wołano.
Kmiecie bronili się dzielnie. Myszko, któremu krew się z szyi lała, zerwał się i stanął na nogi, odcinając jeszcze, drudzy téż odbijali razy, ale widząc przewagę, w kupę się zbili i szli nazad ku wrotom, broniąc pachołkom. Na całym grodzie