Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 2 060.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uparcie, dwa razy po ramieniu uderzył starego i pchnął go wewnątrz chramu nakazująco.
Stary wahając się zbliżył powolnym krokiem ku Dziwie, pochylił ku niéj i rzekł cicho:
— Kneź to jest miłościwy... chce, żebyś mu wróżyła.
— Wróżyć nie umiem — odpowiedziało dziewczę. — Wróżby nakazać nie można, ona przychodzi zesłana od duchów... ja wróżyć nie umiem...
W téj chwili z drugiéj strony zbliżyła się siwowłosa Nania i odciągnęła na stronę dziewczynę.
— Wróż mu — rzekła — ja cię zielem upoję... wróż mu... wróż mu wszystko złe, bo człowiek niedobry... Wyniesiem kadzidło, dym cię upoi... mów... mów mu śmiało, co myśl przyniesie... on się nie waży uczynić ci nic złego...
To mówiąc stara dobywała suche ziele i garnek z węglem nabranem z ogniska postawić kazała na ziemi. Rzucono ziele na nie i dym gęsty, przykry, gryzący otoczył pochyloną dziewczynę. Trzymano ją nad nim długo. Czuła jak się jéj zmąciły myśli, jak z kłębów dymu rosły jéj w oczach dziwne jakieś kształty, jak traciła przytomność i zdawało się jéj, że na świat inny przeniesioną została. Na głowie ciężyło brzemię jakieś straszne... krwawe smugi na czarném tle, jasne błyskawice, kłęby dymu, smoki i gady, i ludzie potworni, karły i olbrzymy, wszystko to razem wirowało jakby przed drugiemi oczyma