Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 2 052.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Doman! Doman! — ręce załamując rzekł stary — ja go nosiłem małym na rękach...
Zmarszczył się Wizun.
Dziwa pobladła, ulękła się, aby ją nie odepchnięto. Stary nie mówił nic, sparty na kiju, milczał patrząc w ziemię.
— Doman zabity!.. — mówił do siebie — zabity przez dziewkę...
— Mów, jakeś ty go zabiła! — odezwał się stary.
Dziwa drżącym głosem poczęła opowiadanie, tłumacząc się z tego czynu ślubem swym i popełnionym na niéj gwałtem. Wizun pytał, czy wie, że został zabitym, nie ranionym, nie chciał wierzyć śmierci. Potém zamilkł.
— Pozwólcie mi tu zostać u ogniska! — zawołała Dziwa.
Nie odpowiadał stary długo, myślał.
— Zostań — rzekł w końcu — aleś ty dla nas i zamłoda i zakrasna... Ty nie znasz siebie, zatęsknisz... bądź sobie gościną tylko... inaczéj ja cię nie chcę... Jak ci serce odboli, pójdziesz! o! pójdziesz!..
— Nie! nie! — rzekła Dziwa — zostanę...
Wizun się uśmiechnął smutnie, nic już nie mówiąc, wskazał jéj do chramu drogę.
Biegła raczéj niż szła we wskazaną stronę Dziwa. Tu stał częstokół i wrota. Częstokół był z polan gładko ciosanych, rzezanych u góry mi-