Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 2 049.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wśród gęstwiny łączka się otwarła zielona. Tu gromadkami siedzieli ludzie i pożywali z kobiałek co kto miał z sobą, w milczeniu jakiémś uroczystém.
Widać było po sukniach, ich barwie i kroju, że ludzie tam byli z krajów różnych. Byli tam mową i odzieżą odmienni od siebie, a językiem pokrewni Połabiańscy Syrbowie, Wilcy i Redary, byli Dalemińcy, Ukrańce, Łuczanie, Dulebianie, Drewlanie z Drażdańskich lasów, Polanie tutejsi, Łużanie z nad Warty i Odry, Bużanie od Buga, Chorbaci nawet i niezliczone naówczas plemiona, które się różnemi imionami zwały, z jednych rodów odszczepionych od pnia głównego pochodząc. Widok był zaprawdę piękny tych gromad, co się rozumiały, a przecie nie znały i dziwiły sobie, z których każda miała inną twarz i obyczaj odmienny, a wszystkie czuły się do wspólnéj prastaréj matki.
Nie bratali się bardzo, ostrożnie ocierali o siebie, ale zanucona pieśń, rzucone słowo zbliżało powoli.
Szare, czarne, brunatne, białe świty, siermięgi, opończe, pasami zielonemi, krasnemi, czarnemi i białemi poprzepasywane, odznaczały plemiona. Uzbrojenie téż nie było równe. Plemiona z nad Wełtawy i Łaby, bliższe niemców, już od nich wiele zapożyczyły, ci co mieszkali ku Wiśle i w głębi, dziczéj wyglądali jeszcze. Z nad Bałtu