Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 2 042.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Rad nie rad Bumir się znalazł w podwórzu, nic nie sprawiwszy, z tém że na resztę musiałby czekać do rana. Na to nie było sposobu. Pilno jechać musiał drugich namawiać, bo go był kneź znać wysłał, wziął więc na bok Dużego.
— Ja do jutra rana tu stać nie mogę — rzekł mu niecierpliwie — Doman śpi... Jutro mu powiecie odemnie, aby pamiętał co mówiłem i z temi trzymał, co mir miłują, a radzi siedzieć w pokoju. Powiedzcie mu to koniecznie, ja przed nocą jeszcze kawał drogi ujechać muszę.
Taką sztuką odprawiony Bumir, zły, mrucząc na konia siadł i pociągnął daléj. Doman wszakże spać nie myślał, babę tylko namówiwszy, aby mu się wykłamać pomogła. Zaledwie usłyszał, że konie za wrotami były, ruszył się na pościeli. Leżenie mu dokuczyło, chciał choć popróbować czy mu się wstać nie uda. Przeraziła się Jaruha, która wcale nie życzyła sobie widzieć go uleczonym tak prędko i poczęła niemal gwałtem nazad pędzić na łoże. I siły téż nie pozwalały bardzo się dźwigać. Doman zaledwie popróbowawszy i poczuwszy się jeszcze osłabłym, nazad na łoże legł. Jaruha znowu zamawiała. Miała przy tém jeść i pić do syta, czyniła się téż potrzebną, jak umiała.
Późno już było i Doman usnął po tych wysiłkach, gdy nowy gość do chaty się wcisnął.