Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 2 024.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

głowę zakrwawioną. Kłócili się wszyscy, siostry i bratowe płakały.
Wpadli na powracającego wszyscy, gdzie był. Począł opowiadać, co się z nim działo, oni mu téż, jak ich już powracających, z lasu wybiegłszy Doman z ludźmi napadł, i mimo oporu Dziwy, co go przekleństwy i łzami odstraszyć chciała, na koń ją rzucili i unieśli. Ludka, który jéj bronił, uderzył jeden po głowie oszczepem, innym się téż razy dostały.
Jeszcze spór trwał o to, kto winien, że dziewki nie obroniono, Ludek chciał zgromadzić swoich i napaść na dwór Domana, aby się pomścić gwałtu i zniewagi, choć drudzy go odwodzili tém, iż zwyczaj był nieraz żony porywać, a gdy pochwyconą została, nie godziło się jéj odbierać, gdy we wrotach ukazała się — Dziwa!!
Krzyk wyrwał się z piersi niewiast, które gromadą ku niéj pobiegły.
Stała z twarzą płomienistą, niemal krwawą, na koszuli widać było téż krwi bryzgi, konia za uzdę trzymała, który ją tu przyniósł. Wianek jéj w drodze ze skroni spadł, odzież miała zmiętą i zszarzaną, w oczach błyskał ogień straszny.
Stanęła przed chatą, milczała, zdawała się na pół obłąkaną.
Rzucili się ku niéj, wołając: Dziwa! Siostra padła wieszając się jéj na szyi i płacząc. Dziew-