Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 2 014.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

częła, ruch coraz szybszym się stawał, rozgorączkowywał głos, miotały ręce, podnosiły głowy i oczy... Stare niewiasty oparte na kijach, siedzące na ziemi, które pójść nie mogły z korowodem, poklaskiwały siedząc, poruszały głowami, całém ciałem drgały wspomnieniem młodości.
Las płonął światłami i huczał pieśnią i tętniał skokami.
Zdala widać było ogniów łuny, a około nich wirem, kołem zwijające się cienie, z rozwianemi włosy, rozpuszczonemi szaty, rozsypującemi się wieńcami, podniesionemi rękami. — Hej! Kupało! Kupało!
Gdzieindziéj chłopcy brali kąpiel płomienną, skacząc przez ogniska i przyklaskiwano ich skokom, kiedy niekiedy krzyk się dał słyszeć, bo parobcy rzucali się na dziewczęta, a wśród tego szału, zamętu, nocy, działo się często, co tylko na Kupałę przebaczoném być mogło.
Lecz więcéj śmiechów było słychać, niż krzyku, a wesela niż płaczu.
Niewiasty jeszcze wiodły tany, gdy chłopcy z zapalonemi żagwiami zaczęli przeskakiwać ogniska, a potém wyścigać się po łące i wybiegać na polanki z niemi.
Gdzieindziéj lano miód w ogień na ofiarę Białemu-Bogu, przygasał płomień na chwilę i buchał potém z nową mocą. Parobczaki nieraz spotkali się w skoku, wśród płomieni i dymu, uderzyli o