Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 1 218.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Mówże ty, gdzieś bywał? i co ci żbik zawinił?
Syknął tylko Znosek.
— Z tego oka nic nie będzie — rzekł.
— Darmo o niém i nie myśl, bo go nie ma — rzekła Jaruha — a nowe wstawić trudno. Od wody żywiącéj odrasta, ale jak tu trafić do niéj. Żmij siedzi na straży... smok lata nad nią... siedem lat trzeba iść do niéj, siedem się spinać na górę...
Żywia litościwa widząc, że drżące ręce staréj Jaruhy płachty nie potrafią zawiązać, przysunęła się do Znoska i zręcznie obmotała mu głowę. Jedyne pozostałe oko podniósł ku niéj, a w niém jeszcze więcéj złości było i gniewu, niż wdzięczności.
— Ja ci ból odczynię — rzekła Jaruha — ale musisz się przyznać, gdzieś bywał... Juści kto może u knezia pod stołem się wylegiwać, z dobréj woli w las nie idzie.
Dziewczęta zaledwie posłyszały o kneziu, pierzchnęły obie, dosyć było tego imienia, aby je spłoszyć. Porwały za koszyki i uciekły. Stara popatrzyła z niemi tylko i zwróciła się do Znoska.
— Teraz mów — rzekła — gdzieś to się tak podrapał?
— Chodziłem po lesie... zobaczyłem dziuplę...
— Miodu ci się zachciało...
— Żbik w niéj siedział...
— A strzałę w oko kto ci posłał?