Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 1 216.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zaczęła coś nucić i przerwała. Syrojeżki wybrawszy z koszyka, otarła usta i uśmiechnęła się do dziewcząt.
— Dobrzeście mnie posiliły...
Gdy to mówiła, niespokojném okiem rzuciła w koło nagle.
— Kogoś czuję, obcy jakiś!..
Jak zwierz wietrzyć poczęła i oczy obracać. W istocie o kilka kroków od nich stał z zakrwawioném okiem i głową wychodzący z lasu Znosek. Na widok jego dziewczęta się przestraszone porwały, Jaruha popatrzyła tylko.
— E! — rzekła — nie macie się czego bać... to znajomy! ale gdzieś musiał po miodzie przez las wędrować, gałęź mu oko wybiła i głowę sobie pokrwawił.
— Jaruho! — krzyknął zdala karzeł — ratuj mnie a daj ziele.
Widząc pokaleczonego dziewczęta, zamiast uciekać, przyzostały trochę za drzewo się zasunąwszy.
— Chodź tu, zobaczemy... — mruczała stara.
Znosek się zwlókł ręką wciąż trzymając oko, a raczéj miejsce, z którego ono wypłynęło, doszedł tylko do drzewa, przy którém siedziała stara i padł na ziemię.
Zapominając o wszystkiem Jaruha ręce wyciągnęła ku jego głowie i poczęła ją macać.