Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 1 199.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

razy aż tu dochodziły. Dwoje jasnych oczu ciągle patrzało.
Parobcy co na łące siedzieli, rozglądali się dokoła. W tem jeden drugiego potrącił i rzekł:
— Zyrun! patrz ino na stary dąb... na stary dąb...
— A co w nim? dziupla sroga...
— Nie widziszże? pod dziuplą, hen, dwoje oczów w dziurach świeci... jakby żbik patrzał na nas?..
— Nie patrz! to czary... dąb święty... kto wie jaki duch z niego patrzy... i co jego wzrok może?
— To nie duch, ino zwierz! albo żywy człek zaklęty... duchy się tak po dniu nie snują... — odezwał się pierwszy.
Wszystka czeladź oczy na dąb zwróciła, lecz większą część ogarnęła trwoga.
— Dąb stary.. święty... coby tam w dziurze człek miał robić...
— To zwierz.
— Spłoszyć go!.. — krzyknął pierwszy — ślepia mu jeszcze świecą... ja je widzę...
To mówiąc chwycił łuk parobczak, naciągnął go i strzała świsnęła w powietrzu... padła w sam otwór dębu, gdzie świeciło oko, zachwiała się — i znikła... Z nią razem i oczy z dziupli patrzyć przestały. Czeladź strwożona siedziała w milczeniu.
— Zwierzaś ubił lub skaleczył — zawołał Zyrun.