Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 1 197.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Niemców, Pomorców, Wilków ino nie widać — mówili — a oni nam straszniejsi od Chwosta. Zasłyszą, że się sami między sobą drzemy, że głowy u nas nie stało, nalecą i kraj spustoszą... Siedzieliby cicho. Dawno na nas zęby ostrzą. My ludzie od roli i od gęśli, a oni od krwi i żelaza... łatwo im nas zmódz... Oni stoją pod jednym wszyscy, a my i jednego nie możem ścierpieć...
— Nieprawda — rzekł Boimir — cierpieliśmy, obraliśmy sami, słuchali i karmili, aż oszalał... Słyszeliście, co tam za biesiady krwawe wyprawia, jak swoich krewniaków dusi... kmieciom już wielu dwory pozabierano, dziewki, chłopców, dobytki... a gdzież nasza stara swoboda? gdzie obyczaj dawny?..
Spierano się tak ciągle, Myszki potrząsali obuchami nad głowy i pięści ściskając powtarzali.
— Iść na to gniazdo plugawe i wydusić...
— Iść! iść! — huczano.
Niektórzy ruszali się z miejsc, jak gdyby natychmiast spełnić to chcieli, ale wielka część stała oporem.
Liczono się oczyma. Myszkowie przemagali; druhy więc kneziowe odsunęli się w ostrożném milczeniu. Rudan pozostał z małą garstką, która brody gryząc i oczyma rzucając siedziała na ziemi milcząca, do niczego się mięszać nie chcąc. Pojedynczo przystępowali do nich niektórzy, usiłu-