Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 1 195.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nim się im samopas idąc... Kneziów trzeba! niech będą! ale nie Chwostków, nie tego rodu Popiołowego, co już zapomniał, zkąd wyszedł...
— Nie!.. nie! — zawołano z jednéj strony.
Ale z drugiéj się burzyło. Niektórzy wstawali i oczyma się mierzyli, policzyć już było można tych, co szli za i przeciw. A z piersi buchało jedno — nie! przeciw drugiemu.
— Precz z Chwościskiem! — wołali niektórzy. — Precz z Chwostem!..
Drudzy wrzawę podnosili, aby tamto wołanie zgłuszyć.
Całą gromadą siedzieli po za Boimirem rozrodzeni Mieszkowie, których Myszami i Myszkami zwano, bo wielu z nich to imię nosiło... ci się podnieśli najgłośniéj wołając: — Precz z nim!
— Nie co czynić zostało, tylko iść i to plugawstwo w gnieździe wydusić... — krzyczeli.
— Lekko rzec — rzekł inny — a nie łatwo tego dokazać. Daliśmy się im rozsiąść, rozrodzić, zmódz, uzbroić, powąchać z niemcy, żony od nich potajemnie brać, namawiać się z niemi... dziś, byle skinęli, bronić ich będą. Ziemię nam zniszczą gorzéj od Chwościka... ludzi w niewolę nabiorą. Lepiéj cierpieć swojego co męczy, niż cudzego co wypleni nas, a sam posiędzie tę ziemię, na któréj popioły ojców leżą... Zamiast się rzucać nań, iść trzeba do Chwosta i powiedzieć mu w oczy...